niedziela, 27 grudnia 2015
Święta zdziwienia i spokoju
Dla mnie były to trudne święta. Ale i piękne.
Miałam adwentowe postanowienie, słuchałam #jeszcze5minutek. Ale to wszystko tak z obowiązku, a nie z serca. Nie czekałam na narodziny Zbawiciela, tylko na przerwę, żebym mogła się wyspać i odpocząć. Adwent był bardzo zabiegany, pełen spraw do załatwienia, sprawdzianów do napisania i zadań do rozwiązania. Na roratach byłam cztery razy. Nie miała czasu na porządki w pokoju, a co dopiero na porządki w sercu. W czwartek przed świętami w końcu nie wytrzymałam i po prostu pobiegłam do spowiedzi.
W święta wkroczyłam z chaosem w głowie. Z ciągłym zamartwianiem, strachem, bólem po stracie dwóch ważnych osób.
I chociaż ja wcale nie czekałam na narodziny Jezusa, On czekał na mnie. Narodził się w tych wszystkich lękach, troskach, złościach, zranieniach. I zamienił ten cały chaos w radość, w serce wlał nową nadzieję i pokój.
Mimo że wtedy święta Bożego Narodzenia dobiegały końca, dla mnie się zaczęły. Nie potrafię się nadziwić tym, co Jezus zrobił w moim sercu.
I chciałabym życzyć Tobie, żeby te Święta trwały dłużej. Żeby Jezus rodził się w Twoim sercu każdego dnia. Tam, gdzie myślisz, że już nic nie może Ci pomóc, gdzie doświadczasz lęku i braku nadziei.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cieszę się, że tak się wszystko u Ciebie potoczyło. Ja ostatnio mam kryzys wiary i nie poczułam tych świąt tak, jak powinnam. Wszystkiego dobrego :)
OdpowiedzUsuń